środa, 11 grudnia 2013

Nosidełko z modną nazwą

Jakiś czas temu modne stały się wszelkie rzeczy „eko”, teraz mamy nowe chwytliwe słowo: „ergonomiczne”. Cóż ono oznacza? Otóż nic innego, jak „dostosowane do możliwości psychofizycznych człowieka”. Takim właśnie dodatkiem opatrzone jest najnowsze nosidełko firmy Babybjorn - Model One.
Przez kilka lat z powodzeniem i zadowoleniem (każdorazowo za zgodą lekarza i bez szkody na zdrowiu dzieci) nosiłam maluchy w nosidełku active. Tym razem z chęcią przymierzyłam się do kolejnego modelu. Przymiarka z ciekawości i czysto „doświadczalna”, gdyż w chwili obecnej nie przewiduje zakupu małego nosidełka – raczej skupiam się na dobrych butach dla dzieci ;).
Do rzeczy: nosidełko One posiada przede wszystkim ważny dla mnie pas biodrowy, ma miękkie grube szelki wygodne dla noszącego i oczywiście wygodną "kieszeń" na dziecko. Malucha można w nim umieścić w trzech pozycjach do noszącego: z przodu-przodem, z przodu-tyłem i z tyłu-przodem. Dzięki poprawionemu systemowi nośnemu zwiększyła się również tolerancja wagowa dziecka, a sposób noszenia „z tyłu” pozwala wziąć do nosidełka całkiem spore dzieci. Obie moje córki wyrosły już z wieku niemowlęcego wiec opcja noszenia na plecach wydaje się być idealna dla nas. Pomyślałam sobie, że takie małe i lekkie nosidełko zawsze można wziąć do torby czy plecaka i założyć na chwilę, tak, aby dać odpocząć zmęczonym nóżkom. 
Ze względu na wiek moich dzieci większość poniższych uwag dotyczy starszych i dobrze chodzących już dzieci.


Zacznijmy od pierwszego kontaktu z nosidełkiem – zakładanie. Sposób zakładania przez głowę – jakże inny od wygodnych szelek nosidełka active był już pierwszym powodem do zmarszczenia brwi… Jak się za to zabrać i od której strony ugryźć? Przy wydatnej pomocy obeznanej już Anety udało się. Następny mars na czole… zapięcie pasa biodrowego (na plecach!) i trudne do ściągnięcia paski regulujące szelki.
Potem wzięłam na ręce dziecko i pojawił się kolejny problem… półtoraroczne dziecko, nawet moje (waga papierowa) jednak paręnaście kilogramów waży, a tu mamy je jednocześnie podtrzymać i zapiąć. Niestety - zapięcia są trudne w obsłudze. Ciężko poradzić sobie jedną ręką… może z czasem nabiera się większej wprawy?  Najlepiej jednak mieć kogoś drugiego do pomocy. Wiem z doświadczenia, że nie zawsze jest to możliwe.
Idziemy. Nosidełko wygodne, po dociągnięciu pasów nie czuje się ciężaru na ramionach. Córka, przez chwilę zafascynowana widokami, już po paru minutach zaczyna narzekać. Fakt - jest za duża. Mnie też przeszkadzają jej nogi oraz powiewające włoski. Dla niej najlepsza jest pozycja na plecach próbuję więc ją przenieść… Oj.


Pierwsza uwaga – do zaprawy polecam piosenkę z pierwszej części „Madagaskaru”. Trzeba być dość wygimnastykowanym, żeby sobie z tym poradzić, szczególnie przez kilka pierwszych razy.
Po kolei: Dziecko trzeba odpiąć i obrócić twarzą do siebie na brzuchu. Następnie należy przesunąć paski i obrócić nosidło na sobie tak aby maluch wylądował na plecach. Jedyny plus tej sytuacji jest taki że wreszcie pas biodrowy zapina się z przodu a nie z tyłu i jakoś łatwiej podociągać wszystkie paski regulujące. Tak naprawdę do "zamontowania" i "wymontowania" dziecka najlepiej byłoby mieć kogoś do pomocy tak, aby zapinać dziecko po założeniu nosidełka a odpinać przed zdjęciem.


Jeśli chodzi o komfort noszenia, nie mogę narzekać - pozycja jest naprawdę wygodna. Szelki szerokie i miękkie, w ogóle nie uciskają ramion. Całość ciężaru dziecka rozkłada się na pasie biodrowym. Jeśli chodzi o wygodę dziecka to tu jest nieźle, gdy chodzi o siedzisko. Niestety mówiąc o pozycji w stosunku do świata jest gorzej, maluch nie widzi zbyt wiele. Jest dość nisko i może mieć tylko widoki na wzór ubrania mamy/taty lub może podziwiać krajobrazy po bokach drogi.

Wygoda? No cóż – starsza córeczka powiedziała, że nie jest jej wygodnie i dość szybko chciała zejść. Młodsza pewnie mogłaby się nawet zdrzemnąć – ale tylko w trakcie monotonnego marszu. Przy atrakcjach typu – inni ludzie, dzieci, przystanki, rozmowy – nie było szans. Szybko się znudziła i zaczęła marudzić i wiercić się. 
Myślę, że takie nosidełko zda egzamin w czasie krótkich spacerów lub wycieczek jako wygodny sposób na odsapnięcie dla malucha, bez zatrzymywania całej wycieczki i bez obciążania rodziców noszeniem dziecka na rękach.







To do czego nie mam zastrzeżeń to wygoda noszenia. Naprawdę – nie czuje się ciężaru, nie ma kłopotu z wpijającymi się w ramiona szelkami, nic nie uwiera.








No i jeszcze parę słów o tej ergonomii w nosidełku.

Jeśli chodzi o dziecko – z pewnością ergonomiczny jest szeroki dół „kieszeni”, dodatkowo poszerzany zapięciami na suwaki. Dziecko trzyma w nim nóżki szeroko i wysoko. Tak jak to mają w zwyczaju noworodki i malutkie niemowlęta. Taka sama jest pozycja starszych dzieci noszonych w pozycji „na plecach”. Również mają rozstawione szeroko nogi i przyklejone są do noszącego jak żaba – nie wiem, czy jest to pozycja ergonomiczna – nie jestem ortopedą, moim córkom dość szybko przestała się podobać.
Ergonomia nosidełka One dotyczy również dorosłych – za pomocą pasa biodrowego i piersiowego układ szelek do noszenia jest dostosowany do kształtu ciała rodzica. Oczywiście – trzeba nauczyć się jak dociągnąć pasy żeby były wygodne i odpowiednio ułożone, ale to dotyczy wszystkich wynalazków do noszenia dzieci.
Podsumowując. Nosidełko One – bardzo ciekawy i obiecujący model. Być może kolejny wyeliminuje wyżej wspomniane niedogodności w użytkowaniu… ale to już raczej mnie nie dotyczy ;)


Uważam, że to świetne nosidełko do kupienia już dla niemowlęcia. Wtedy z pewnością jest lepiej przyzwyczajone do noszenia w nim i pewnie wygodniej mu tak z przodu, jak i z tyłu rodzica. Raczej nie polecałabym go rodzicom starszaków – dzieci powyżej 1,5 roku i większym. Takie dzieci zbyt szybko z niego wyrosną. No, chyba że planuje się kolejne dziecko - wtedy jest to inwestycja wieloletnia ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz