niedziela, 15 grudnia 2013

Na dwór zimą z maluchem


Małe dzieci w wieku od 1 roku do 3 lat to już troszkę inna para kaloszy. Takie dziecko zależnie od jego temperamentu i charakteru spaceru, będzie mniejszą lub większą jego część spędzać wędrując na własnych nogach.


















Przyznam szczerze, że dość długo nie używałam dla takiego dziecka śpiworka do wózka. Wydawał mi się zbędny, gdyż moje starsze dzieci nie sypiały, tylko sporo chodziły w czasie spacerów więc nie chcąc ich wkładać w kombinezonach do ciepłego śpiwora po prostu z niego rezygnowałam. Dodatkowo te nasze pierwsze rodzinne zimy były takie jakieś... marne - mało mrozu i mało śniegu. W mieście to często nie było po co sanek wyciągać. Zawsze jednak miałam kocyk i przykrycie od spacerówki. Dopiero gdy zimy zaczęły trzaskać mrozem zdecydowaliśmy się włożyć śpiwór do wózka. Najwięcej korzystała z niego najmłodsza nasza pociecha i cieszę się, że go mieliśmy - nawet w czasie większych mrozów mogliśmy wyjść na dwór a córka w czasie drzemki miała ciepło i przyjemnie (ona, w przeciwieństwie do rodzeństwa, sypiała na spacerach).



Poza tym cały problem spacerowy polega na tym, żeby dziecko nie marzło w wózku ani nie przegrzewało się biegając na nóżkach. Nadal nie ubieramy dziecka zbyt ciepło. Lepiej, żeby było mu lekko chłodno niż za gorąco. Gdy dziecko sypia na spacerach, dobry śpiworek się przyda. Ja jakoś nie miałam okazji kupić nowego i korzystaliśmy przez trochę ze śpiworka otrzymanego od mojego brata po ich synku. Nie mógł się równać z tymi, które teraz są na rynku (bratanek to już spory chłopak), ale swoją rolę spełniał dość dobrze - na tyle, że go nie wymieniliśmy na inny.
Tak więc pakujemy malucha w kombinezon, szalik, czapka i rękawiczki (szczęśliwi są ci, których dzieci rękawiczek nie zdejmują! ;)). Dodatkowym ważnym elementem ubioru będą buty. Lekkie, ciepłe, nieprzemakalne i przede wszystkim wygodne a niekoniecznie modne (lepsze dobre śniegowce niż eleganckie kozaczki - chcecie kozaczki? proszę bardzo - na wizytę 21 stycznia do babci, ale raczej nie polecam ich na spacer). Smarujemy buźkę zimowym kremem (przy mrozie) i…

Możemy ruszać na spacer.
Do wyboru mamy dwa pojazdy - wózek i sanki.


Wózek ma tę zaletę, że ma koszyk na rzeczy potrzebne i niepotrzebne ;). Możemy więc zabrać kocyk i zapasowe rękawiczki. Ciepłe picie w termosie, a jeszcze lepiej w termobidonie  lub termoopakowniu. Do tego jakiś suchy drobiazg  do pochrupania (najlepiej paluszki lub długie chrupki kukurydziane, bo łatwo je utrzymać w rękawiczce) i wszystko na co tylko przyjdzie nam jeszcze ochota – łopatkę do kopania w śniegu a nawet wiaderko do robienia babek (jeśli jest z czego).

Sanki to miły sposób na rozgrzanie rodziców. Zawsze tata lub mama może stać się rączym reniferem lub wyciągiem saneczkarsko-narciarskim. W każdym razie wyjście z nimi zmusza do ruchu rodzica – rzadziej małe dziecko. W takim wypadku miło jest mieć sanki z oparciem oraz specjalną wkładką pod pupę lub śpiworkiem.


Ja stosowałam też szelki (takie jak do wózka lub do nauki chodzenia), aby zapobiec nieprzewidzianym wysiadkom małych pasażerów w czasie jazdy. Szelki mają tę dodatkową zaletę, że można dziecko przyasekurować w czasie spaceru na własnych nóżkach i łatwiej je podnieść, gdy się przewróci. Pamiętajmy, że całe to grube ubranie zdecydowanie utrudnia ruchy dziecka, a jeszcze spora część materiałów sztywnieje na mrozie. Nawet chodzący już sprawnie maluch będzie się częściej niż zwykle przewracał. I tu wspomniane wcześniej rękawiczki na zmianę będą jak znalazł ;)
Miłego spacerowania!







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz