środa, 12 lutego 2014

Nosidło Close Caboo NCT - Test


Chusta czy nosidełko?


Taki dylemat ma dziś nie jeden rodzic, który chciałby nosić dziecko. Ponad 12 lat temu nie musiałam się zastanawiać na takimi kwestiami. Jak chciałam nosić syna, to miałam do dyspozycji własne ramiona. Przy drugim dziecku, kwestia nosidła pojawiła się wyłącznie w kontekście wypraw w góry z dzieckiem. Później, przez kilka lat z zazdrością patrzyłam na rodziców, którzy tulili dzieci w chustach. Gdy jednak pojawił się Młody wiedziałam, że wiązanie chusty jest nie dla mnie. Z nosideł również korzystałam incydentalnie. Jednak, gdy do ręki dostałam produkt, który łączy chustę z nosidełkiem, jestem skłonna stwierdzić, że jest to coś co rodzicom się przyda na 100%.


Nosidełko dla dziecka Caboo NCT Close przyjechało do mnie bym mogła sprawdzić, jak przy jego pomocy nosi się na biodrze roczniaka. W efekcie służyło w sposób tradycyjny. Młody podróżował w nim pomimo swych niemałych już gabarytów (10,5 kg wagi plus 80 cm wzrostu) przodem do mnie. I kolejny raz muszę się przyznać, że jednak czasem warto poszukać by ułatwić sobie życie. Nosidło to, byłoby wybawieniem dla nas na samym początku, gdy Młody potrzebował być bardzo blisko. Jednak, tak jak twierdziłam przy okazji testowania innych nosideł, odkąd skończył pół roku i świat zaczął interesować Go bardziej niż matka, ten sposób noszenia sprawdzałby się tylko w ograniczonym zakresie. Lecz i tak na tyle często by docenić jego posiadanie. Ale kolejno.

Oto jak wygląda nosidełko Caboo NCT po wypakowaniu z pudełka:


Taka sprytna "siatkowa torebeczka" jest nie tylko sposobem na przechowywanie i transport nosidełka ale także stanowi jego część i ma być wykorzystywana jako dodatkowy pas materiału podtrzymujący dziecko.
Po wyjęciu z woreczka, idealnie złożonego nosidełka, mamy takie oto cudo:


Materiał jest szary, dość przyjemny w dotyku (myślę, że zdecydowanie zyskuje po praniu). Wszystko dobrze wykończone. Żadnych ciągnących się nitek itp. atrakcji. Po rozłożeniu okazuje się, że materiału w sumie jest całkiem sporo i osobiście jestem zadowolona, że został on zebrany przeszyciami w kształt "szelek" do noszenia, a miejsce na dziecko wyznaczają i "organizują" metalowe kółka. Dzięki temu nosidło jest bardzo praktyczne i funkcjonalne. Jego zakładanie tak jak i umieszczanie w nim malucha trwa chwilę. 

Tył nosidełka.



Dodatkowy pas materiału.


Oczywiście, o ile rozeznamy się co i jak zrobić, by było bezpiecznie. W tym pomaga nam:
  • rysunek na pudelku,
  • instrukcja obrazkowa,
  • instrukcja tekstowa,
  • filmiki (dla mnie najbardziej pomocne).





Gdy nosidło do mnie dotarło, Młody wyjątkowo źle znosił pojawienie się kolejnego zęba. Nie dość, że ewidentnie Go bolało to dostał gorączkę. I Caboo NCT okazało się naszym wybawieniem. 

Młody był tak blisko jak potrzebował, a mnie było jednak lżej, niż gdybym miała Go nosić na rękach. Jednak, tak naprawdę jedyne nosidło, które mój kręgosłup (mocno sfatygowany) tolerował na dłuższych dystansach to, poza typowym nosidłem turystycznym, nosidło One, o którym już tu była mowa.


Nie zmienia to faktu, że dla mnie, na potrzeby domowe Caboo NCT jest jak najbardziej ok. A gdy ktoś kręgosłup ma względnie zdrowy to i na dłuższych spacerach nie powinien marudzić. Pasy są szerokie i dobrze rozkładają ciężar dziecka na ramionach. Przeszycie z tyłu pozwala umieścić nosidło w poprawnej pozycji. Konstrukcja całości sprawia, że dziecko ma, wbrew pozorom, sporą swobodę ruchów. (Młodszym jest na pewno jeszcze wygodniej i swobodnej).



Przy okazji ząbkowania - Młody zapluwał się (jak widać) na maksa i ślina spływała prawie jak po impregnowanym materiale. Zastanawiam się czy to zmienia się po praniu czy materiał generalnie ma mniejsze właściwości chłonne.

Tak jak wspominałam, założenie nosidła trwa chwilę i przypomina zakładanie koszulki. Dopasowanie go do własnych potrzeb także nie stanowi problemu bo pasy materiału łatwo jest dociągnąć. Sama miałam mały problem z ich luzowaniem ale to dobrze, bo upewniłam się, że materiał sam się nie rozsunie. A to zapewnia dziecku bezpieczeństwo. Co więcej tkanina jest wytrzymała. Przy wiązaniu i ściganiu nie trzeszczy jak zwykły materiał. Nic takiego się nie działo nawet, gdy dołożymy konkretną siłę.

Gdy dziecko już jest na miejscu należy rozsunąć pasy materiału tak by zapewnić maluchowi wygodne siedzisko i podparcie dla pleców. Przy tak dużym dziecku wymaga to ciut gimnastyki ale zdecydowanie jest do ogarnięcia bez niczyjej pomocy! Olbrzymi plus! W końcu nosidło ma nam ułatwiać życie, gdy nie ma nikogo pod ręką.

Bałam się (strachliwa baba ze mnie nie ma co ;) ), że brzeg materiału obszyty lamówką będzie uciskał uda dziecka, i wpijał się w ciało. Nic takiego nie miało miejsca. Wystarczy dobrze wszystko dopasować. Na nogach syna nigdy nie było śladów a, gdy wsuwałam kciuki między materiał a nogę dziecka, także nie odczuwałam nieprzyjemnego nacisku.






Uwaga przy dopasowywaniu materiału! Raz udało mi się zrobić to na tyle nieudolnie (zbyt mocno dociągnęłam), że kółka wbijały mi się w brzuch. Wystarczyło poluzować i kłopot z głowy :)

Dlatego uwaga - bardzo ciasno nie znaczy dobrze!




Choć syn jest już duży, mógł cały schować się za materiałem. Tak właśnie spędził sporo czasu, gdy walczył z zębem. Z całą pewnością jednak nie byłby w stanie korzystać z piersi w tej pozycji (próbował, nie udało się). To jednak może być kwestia indywidualna. Producent nie zakłada w tym modelu opcji karmienia w pozycji leżącej jednak mniejsze dziecko siedząc pewnie sobie poradzi :)

Gdy Syn miał ochotę na więcej swobody wysuwał jedną lub dwie ręce ale wtedy musiałam Urwisa  trzymać. Maluszek tak nie zrobi. A poza tym, myślę, że m.in. na taką ewentualność zakłada się dodatkowy pas materiału, który w jakiś sposób ogranicza pomysły dziecka i zabezpiecza je.

Z nosidła korzystałam w domu i na spacerach.





-15 stopni Celsjusza



Udało mi się nawet rozwiesić i zebrać prania oraz odkurzyć! Drobne czynności spokojnie można z malcem w nosidle wykonywać. Jednak, gdy dziecko ma już rok skończony, lepiej odłożyć je niech się pobawi ;)


Szalik jest tylko dodatkiem ;)

W naszym przypadku kompletnie nie sprawdziła się opcja noszenia na biodrze. Młody kręcił się kombinował i w efekcie wyplątywał się z materiału i tyle było mojej wygody. Myślę, że gdyby był młodszy byłoby o niebo lepiej. W końcu syn jest na granicy przydatności tego modelu nosidła ;)

Wyjmowanie dziecka z nosidła trwa moment. I też nie wymaga pomocy choć nie czarujmy się, przy 10 kg Bączku dodatkowa para rąk to zawsze jest ulga i wygoda ;)

Nie korzystałam z dodatkowego pasa materiału. Młody wydawał mi się za duży do niego. Poza tym, akurat wiązanie tej części nosidła jest najmniej poręczne (z tyły trzeba zawiązać dość wysoko i dość mocno). 

Nosidełko Caboo NCT jest:

  • łatwe w użyciu (szybko się zakłada i dopasowuje),
  • wygodne dla osoby noszącej,
  • dobrze rozkłada ciężar dziecka (trzeba tylko pamiętać że 10 kg skrzat noszony tak jak Młody zacznie ciążyć wcześniej, czy później w każdym tego typu nosidełku),
  • zapewnia dziecięcym nóżkom i stawom biodrowym zalecaną pozycję żabki,
  • jest bezpieczne,
  • zapewnia dziecku bliskość,
  • uwalnia opiekunowi ręce,
  • wytrzymałe,
  • zajmuje niewiele miejsca i zmieści się nawet w damskiej torbie,
  • można go nie zdejmować na spacerze lub w domu a nie przeszkadza i nie ciąży tak jak tradycyjne nosidełka.

W sumie, mogę z czystym sumieniem napisać, że tego typu nosidełko powinno znaleźć się w wyprawce dla niemowlaka. Nie raz może życie ułatwić i uprzyjemnić (nawet tym rodzicom którym z "chustowaniem" nie jest po drodze :)

Porada praktyczna - przed pierwszym użyciem polecałabym wypranie nosidła. Będzie przyjemniejsze.








środa, 5 lutego 2014

Śpiworek Junior Lela Blanc


Lela Blanc i jej Koty zawładnęły sercem mojej córki!


Przyszła paczka. Niemała. Rozpakowałam. Była pełna po brzegi kotów. Kolorowych, wełnianych i wyzierających z materiału jakby miały za chwilę z niego wyskoczyć.


To wyciągnęłam kociaki na zewnątrz, co się będą męczyć ;)


I się zaczęło!

O jakie fajne! Jakie milusie! Mamo mogę mogę...
No toż nawet dobrze oglądnąć nie mogłam. Pogoniłam Nieletnią i wzięłam się za "macanie".



Śpiworek Junior Lela Blanc (bo on to wywołał taką euforię u mego średniego dziecka) na dzień dobry zaskoczył mnie materiałem. Miałam już do czynienia z satyną bawełnianą i choć faktycznie przyjemna w dotyku to ten stopień miękkości, który ma śpiworek osiągała po kilku praniach. Przyznam, że nawet zapukałam do Lela Blanc z pytaniem czy elementem przygotowania produktu do sprzedaży jest wielokrotne pranie. Nie jest. Materiał jest po prostu bardzo delikatny pomimo nadrukowanego wzoru.

Wzór to kolejny powód do ach i och. Nadruk jest pierwsza klasa. Te koty, na żywo tak jak na zdjęciach (a nawet bardziej) wyglądają jak aplikacje z włóczki. Aż by się tak chciało za nitkę złapać ;)



I jeszcze wypełnienie. Lekkie i na pierwszy rzut oka cienkie (czy aby nie za-cienkie jak na zimowe spanie?!). Podusia choć wygląda szczupło i niepozornie jest miękka i dziecku, które nie ma zwyczaju sypiać na dużych opasłych poduchach wystarczy.
Pierwotnie w śpiworek planowałam ułożyć Młodego.



Nie udało mi się. Młoda podprowadziła sprytnie śpiwór i stanowczo oznajmiła, że to ona będzie testować. I tyle go widziałam ;)


Pierwsze spanie w śpiworze Lela Blanc Junior przypadło na bardzo mroźne noce. U nas w domu temperatura do snu utrzymywana jest na poziomi 18 stopni Celsjusza. Nie byłam przekonana czy tak cienki i lekki śpiworek zapewni córce wystarczające ciepło.


Cóż, błądzić jest rzeczą ludzką!

Nie wiem jak to możliwe ale Junior ze swymi kotami zapewniły dziecku wystarczające ciepło.
Nawet fakt, że wersja Junior jest przymała na Młodą, która musiała nieco podkurczać nogi, nie odbijał się negatywnie na komforcie jej snu.


Co więcej Dziewczę nie chce go oddać! Gdy w końcu prawie siłą wyrwałam Jej śpiworek by w reszcie i nareszcie umieścić w nim Młodego skończyło się łzawą sceną. A jak tylko syn się rano obudził Córa przezornie wyciągnęła śpiworek od Niego by czasem nie został w łóżeczku na dłużej.

Nie będę udawała, że rozumiem! Śpiworek Lela Blanc jest  miły, ciepły, lekki i ładny ale to tylko śpiworek więc skąd ten gorący afekt? To chyba tylko dzieci wiedzą. Mnie natomiast bardzo cieszy, że jest to produkt, który spełnia swe zadanie tak jak powinien. Zapewnia wygodę i ciepło i na tyle na ile to możliwe nie pozwala się odkryć.

Śpiworek sprawdza się jako pościel. Wcale nie musi służyć tylko w czasie wyjazdów. Z drugiej strony fakt, że można go zwinąć, wrzucić do worka i zabrać dosłownie wszędzie czyni z niego produkt niezbędny w bagażu podróżujących maluchów. Świetne rozwiązanie gdy wyjeżdżamy na noc do znajomych czy na wczasy do hotelu i wolimy by dziecko spało we własnej pościeli.


Jak wspominałam Córka jest odrobinę przydługa do wersji Junior jednak sprytny patent w postaci ekspresu odpinającego się z dwóch stron pozwolił znaleźć rozwiązanie i tego problemu. Zapięty bok, rozpięty dół i stopy na zewnątrz. Taka opcja jednak nie przypadła dziecku do gustu i wolała się nieco skulić i otulić się śpiworkiem jak kokonem.

I cóż mogę więcej napisać?
Nic.
Śpiworek Lela Blanc jest super!
Nie mogę dyskutować z dzieckiem nawet gdybym chciała (a nie chcę), w końcu to Ona jest tu ekspertem, ja w śpiworze nie spałam ;) Teraz liczy oszczędności i planuje zakup śpiworka Lela Blanc we właściwym dla siebie rozmiarze. Pościel w kwiatki przestała Ją zadowalać.

A! Byłabym zapomniała. Nasz roczniak również wydawał się szczęśliwy w śpiworku :)
Spał spokojnie. Był cieplutki, gdy się obudził, czyli wszystko jak trzeba.


Gorąco polecam!

I jeszcze zdjęcie detali bo i one są ślicznie dopracowane :)