wtorek, 20 maja 2014

Rogale podróżne dla dzieci CocoMilo



 Rogale podróżne


Rogale CocoMilo zawojowały moje dzieci. I nie ma co ukrywać także mnie przypadły do gustu, choć niewątpliwie rozmiary tych, które testowaliśmy są dla dzieci a nie takich starszych Pań jak ja.
Już z pudełek śmiały się do nas wesoło. Przy okazji bardzo podoba mi się pakowanie rogali CocoMilo w kartony z logo marki. Całość sprawia wrażenie Eco a przy okazji może być pomysłem na prezent.

 Rogal Mały Simple CocoMilo

 Słoń Trąbek CocoMilo


Teraz konkrety.

Zacznę od tego czego tak naprawdę nie jestem stanie zweryfikować po 2 tygodniach używania, czyli super właściwości prozdrowotnych łuski gryczanej. Na stronie producenta możemy dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy. 
W skrócie:

Tworzenie poduszek, materacy i siedzisk wypełnionych łuską gryczaną nie jest nowym wynalazkiem. Na Dalekim Wschodzie łuska z gryki do podobnych celów wykorzystywana jest od wieków. Jest produktem w 100% naturalnym. Ponieważ stosowana jako wypełnienie reaguje na nacisk, temperaturę i wilgotność dopasowuje się do aktywnego ludzkiego ciała. Łuska, jak twierdzą znawcy tematu, ma właściwości przeciwzapalne, poprawiające odporność, antyalergiczne, zwalcza mikroflorę, hamuje rozwój m.in. roztoczy i pajęczaków. Dlatego też produkty nią wypełnione polecane są dla dzieci w tym dla niemowląt. Poduszki podróżne dla dzieci (i dorosłych także ) CocoMilo mają więc nie tylko uprzyjemnić długie godziny w czasie podróży ale także mają poprawiać stan zdrowia. Podnosić komfort snu i zmniejszać dolegliwości ze strony kręgosłupa, (to głównie w przypadku dorosłych). Właściwości łuski pozwalają dopasować się poduszce do pozycji osoby korzystającej z niej i m. in. zapewniając właściwe dotlenienie mózgu. Poduszki z gryką mają także zapobiegać poceniu się karku i głowy.

To są zalety gryki i rogale CocoMilo z kotkiem, w które w tej chwili mogę jedynie wierzyć lub nie, bo na własnej skórze zweryfikuję dopiero za jakiś czas.

Jednak jedno mogę napisać – łuska fajnie sprawdza się jako wypełnienie rogali. Układa się super. Miałam w ręku poduszeczkę podróżną bardziej tradycyjną, zbitą i twardą i ta z łuską bardziej mi się podoba. Dzięki sypkiemu wypełnieniu rogal pod głowę CocoMilo spisuje się jak poduszki dla kobiet w ciąży, czyli w zależności od zmiany pozycji wypełnienie przesypuje się odpowiednio się dopasowując. I to jest bardzo wygodne rozwiązanie. Dzięki niemu poduszeczkę możemy wykorzystywać także w innych okolicznościach niż podróżowanie autem czy samolotem.



Po pewnym czasie łuska raczej na pewno się nieco „ugniecie” ale wtedy można ją uzupełnić (wystarczy kontakt mailowy lub telefoniczny z producentem :) ). Tak jak w przypadku dużych puf do siedzenie, do których dosypujemy w razie potrzeby kulkę. Dosypując łuskę możemy także dobrać satysfakcjonujący nas stopień twardości. Tradycyjne rogale podróżne nie dają takiej możliwości.

Czy rogale CocoMilo są wygodne?
Ooo tak J
Skąd wiem?
Bo podbierałam dzieciom, gdy się kłóciły  w czasie podróży o to, które będzie korzystało.

Syn – nastolatek – początkowo zbył słonia krótkim i nieco pogardliwym – phi. A później poodprowadzał go siostrze przy każdej okazji.

Sama, by dopasować poduchę córki do własnych dorosłych potrzeb doposażyłam ją w wersje Młodego. Nie pozwoliłam sobie zrobić zdjęcia. Wystarczy, że się przyznam jak wredną matką jestem skoro zabieram dzieciom ich rogale dla własnej wygody.



Córka pokochała Słonia Trąbka od pierwszego wejrzenia. Głównie dlatego, że jest bardzo ładny i stanowi alternatywę dla pluszowych przytulanek. Faktycznie przypomina sympatycznego słonika. Ma trąbę a nawet zupełnie niesłoniowy ogon. Materiał jest przyjemny w dotyku a całość jasna (niestety pokrowiec trzeba będzie często prać, ale wolę to niż jakiś bury kolor. Z mojego punktu widzenia rogal w roli maskotki jest genialny – bo po pierwsze, mniej trzyma kurz a po drugie, łuska gryczana ma właściwości antyalergiczne. Biorąc pod uwagę, że Młoda niestety jest alergikiem cechę tę zaliczam zdecydowanie in plus.

Dziewczę moje z zapałem przystąpiło do testów. Jednak w czasie zwykłej jazdy zrezygnowała z rogala. Nie mogła znaleźć sobie pozycji w foteliku. Dopiero, gdy w czasie dłużej trasy postanowiła się zdrzemnąć Rogal Trąbek został brutalnie wyrwany Pierworodnemu spod głowy. I tu od razu dodam – rogal sprawdził się idealnie właśnie dla najstarszego, który nie jeździ już w foteliku i dużo czyta w podróży. Z rogalem było mu wygodniej i to nie tylko w aucie. Okazało się bowiem, że i na leżaku rogal się przydaje.




Córka na co dzień wykorzystuje rogala jako poduszkę pod głowę, zastępując nim „jaśka”. Zdecydowanie lepiej nadaje się na powiernika ;)

W aucie mieliśmy początkowo spory problem ze słonikiem. Najmłodsza Latorośl za nic na świecie nie chciała zaakceptować, że to fajne z trąbą i sznurkami ma zostać tam gdzie jest, czyli u rodzeństwa pod głową.



Cóż. Swojego rogaliczka w groszki Młody, o ile nie śpi, też wyciąga i traktuje jak zabawkę zapinając i odpinając ekspres. Ale spokojnie. Producent przewidział taką ewentualność i wewnątrz kolorowej poszewki jest druga a w niej dopiero gryka. Tak umieszczona by zamek nie był pod ręką. Na szczęście Młody nie próbował wyciągać wewnętrznej części. Ja jednak dostałam się do środka by pokazać co też w środku się znajduje.



Mogę również potwierdzić właściwości sorpcyjne gryki. Młodemu zdecydowanie nie poci się głowa, gdy korzysta z rogala w aucie lub (częściej ) w czasie drzemki w wózku.




Trzeba jednak (o czym informuje producent) pamiętać o odpowiedniej pielęgnacji łuski. Sprowadza się to przede wszystkim do wietrzenia jej raz na jakiś czas. Podobno nawet gdyby rogal zamókł wystarczy grykę wysypać i osuszyć. Przyznam, że nie wyobrażam sobie tego więc raczej dołożę starań by bliskich kontaktów z H2O nie miał. Choć  drugiej strony łuska co prawda jest lekka ale na pewno nie tak lotna i „lepka” jak kulka styropianowa.


Ważne jest by kupując rogale podróżne zwrócić uwagę na ich wielkość. CocoMilo ma propozycje tak dla najmłodszych i jak i dla starszych. I z cała pewnością Rogal Słoń Trąbek jest za duży dla roczniaka czy trzylatka. Dla nich wersja mini jest akurat. No chyba, że chcą poduszkę do zabawy ;)

Czy mam jakieś zastrzeżenia?
Jak na tę chwilę - nie.
Jeżeli miałabym wybierać pomiędzy tradycyjnymi rogalami podróżnymi z dość sztywnym mało "elastycznym" wypełnieniem a rogalami CocoMilo bez wahania wybrałabym te drugie. Mnie pasują.
Szkoda tylko, że wersja dla mnie nie jest tak kolorowa i wesoła;)





czwartek, 27 marca 2014

I znów Nosidło Close Caboo NCT


Jak się sprawdza Nosidło Close NCT przy siedmiomiesięcznej Kruszynie? Sprawdzliliśmy :)



Nosidełko Close NCT trafiło do mnie, gdy córka miała 7 miesięcy, jako alternatywa dla klasycznej chusty dla dziecka. Oto moje wrażenia, jak to u mam maluszków bywa, w telegraficzny skrócie:

Przede wszystkim bardzo miękka i wygodna tkanina, z której uszyto nosidło. Delikatna w dotyku, ale jednocześnie wytrzymała na tyle by spokojnie nosić nasze dziecko, do tego dość elastyczna, by dziecko łatwo i sprawnie wyjąć/włożyć w chustę, co ma znaczenie, gdy nie ma obok nikogo do pomocy.

Kolor tkaniny bardzo uniwersalny. Metalowe/aluminiowe kółka są znacznie bezpieczniejsze niż gdyby były plastikowe. Również wyglądają ciekawiej.

Jak pisałam na początku, nosidło pojawiło się u mnie, gdy tradycyjna chusta nie spełniła moich oczekiwań. Jest znacznie wygodniejsze w użyciu niż typowa chusta wiązana. Przede wszystkim, dużo łatwiej i szybciej w nim „zamontować” naszego bobasa, szczególnie gdy, np. jeździmy autem i potrzebujemy sprawnie wyskoczyć tu i tam… wiązania metrów standardowej chusty za każdym razem jest nie dla mnie.



Nosidło umożliwia kilka sposobów układania niemowlaka. Pozwala na noszenie dzieci w różnym wieku, w pozycji odpowiedniej dla danego wieku. I tu u nas pojawił się mały problem. Córka jest wyjątkowo „małym egzemplarzem” jak na swój wiek, i czasem miałam wrażenie, że jest ono dla niej jednak za duża. Najchętniej ułożyłabym ją jak noworodka, ze względu na wymiary, ale przecież 7 miesięczny bobas musi widzieć! Musi machać nogami i rączkami i w ogóle mieć możliwość ruchu bo inaczej nie jest zadowolony ;) Tak więc Córka podróżowała tak jak na Jej wiek przystało i pomimo moich obaw wyglądała na zadowoloną i dobrze znosiła „podróżowanie” w takiej chuście.



Nosidełko Close ma nieduże rozmiary po spakowaniu. W porównaniu np. z typową chustą wiązaną i jej kilkoma metrami materiału albo z jeszcze większym nosidłem stelażowym jest wręcz „malusie”, co pozwala zabrać je ze sobą wszędzie.



Minus, moim zdaniem, to ograniczenie czasu, w którym można nosić dziecko przodem w „kierunku jazdy”. Producent informuje w swej instrukcji o możliwości noszenia dziecka w tej pozycji przez max. 30 minut.  Oczywiście ze względów zdrowotnych. Niestety moje dziecko ciekawe świata a do tego malutkie stanowczo woli tę pozycję niż klasyczną przodem do mamy. Dlatego w moim przypadku nosidło tak, ale na krótkie przebieżki, żeby mała się nie znudziła przodem do mnie lub aby nie zrobić jej krzywdy zbyt długim noszeniem przodem w „kierunku jazdy”.



Jest jeszcze jedna kwestia, która niestety w moim przypadku daje o sobie znać  - kręgosłup. Po pewnym czasie noszenia córki daje o sobie znać i boli. Wygląda na to, że tylko ergonomiczne nosidło z bardzo dobrym systemem nośnym byłoby w stanie wydłużyć czas komfortowego noszenia córki. Klasyczna chusta, którą teoretycznie można dociągnąć i dopasować jak trzeba, a tym samym lepiej odciążyć kręgosłup jest, jak już wspominałam nie dla mnie. W nosidle NCT jednak ciężko jest tak dociągnąć pasy by zdjąć część ciężaru z ramion. Ze względu na warunki fizyczne miałam też problem z umieszczeniem córki wyżej, czyli środek ciężkości nie był do końca tam gdzie powinien a tym samym obciążenie dla kręgosłupa było większe.




Ogólnie wrażenia z używania nosidełka Close mam bardzo pozytywne. Dobre rozwiązanie, gdy trzeba na szybko wyskoczyć do sklepu lub wyjść z domu bez wózka. Szczególnie gdy w aucie na wózek mało miejsca ;) Dobre rozwiązanie na wyjeździe. Dobre dla dziecka, które chce być na rękach gorsze dla rodzica, który ma problem z plecami. 


Ola - całkiem zadowolona mama :)




poniedziałek, 10 marca 2014

Śpiworek dla dwóch przedszkolaków.

Zachęcona opinią Anety oczekiwałam na przesyłkę pełna dobrych myśli a zarazem i obaw, że jeśli namiętność do kotów i u nas wybuchnie z podobną siłą przyjdzie nam przeciąć śpiwór na części. Nie pomyliłam się zbytnio.


Co prawda nasz sześciolatek uznał kotki za „niemęskie” i powiedział, że on w takich spał nie będzie (spośród wzorów Lela Blanc wybrał dla siebie śpiworek w kotwice), jednak obu córkom śpiworek przypadł bardzo do gustu i pakowały się do niego… jednocześnie. Okazało się, że śpiworek jest bardzo pojemny i na dwa sposoby można w nim umieścić dwoje dzieci,  z przytulankami J.



Sam materiał, jak już wspominała Aneta jest niezwykle miły w dotyku. Miękkie kotki wyglądają jakby zaraz miały zacząć mruczeć. Suwak rozpina się łatwo, ale nie do tego stopnia by śpiwór rozpinał się sam z siebie. Rozpinanie i zapinanie było jednym z punktów dyskusyjnych między naszymi użytkowniczkami, całe szczęście więc, że suwak w tym wypadku ma dwa końce.


Worek, w którym śpiwór był spakowany  służył nam  za poszewkę do poduszki, gdyż według naszej najmłodszej pociechy poduszka z żyrafą nie pasuje do śpiwora z kotami. Trzeba było więc w czasie podróży dodatkowo chronić śpiwór, żeby nie zabrudził się, ale nie był to kłopot, gdyż bardzo ładnie składa się on w pakunek łatwy do schowania w prawie każdej reklamówce.

Ponieważ należeliśmy w tym roku do ostatniej grupy „feryjnej” spakowaliśmy koty i zabraliśmy na wycieczkę. W samochodzie pełniły rolę poduchy dla śpiącego najstarszego syna. W hotelu zaś były idealnym rozwiązaniem dla córki śpiącej z nami w pokoju. Nie było zimno, raczej gorąco, więc koty funkcjonowały głównie rozpięte.

Dzięki śpiworkowi dużo łatwiej było przekonać malucha do rezygnacji z oporu i zachęcić do spania. Wystarczyło przypomnieć, że w łóżku czekają jej kotki, a milkły protesty i córka wędrowała do łóżka i układała się w śpiworze.


Nie testowaliśmy śpiworka w przedszkolu, ale myślę że to bardzo dobre rozwiązanie, szczególnie że często w przedszkolach jest duża pościel składana na leżaku na pół.



Podsumowując. Śpiworek Lela Blanc sprawdził się u nas i w domu i w podróży. Doskonale spełnia swoją rolę śpiwora i przytulanki w jednym. Kolorowe koty umilają dzieciom moment zasypiania a obudzenie się w ich towarzystwie jest równie przyjemne.


piątek, 7 marca 2014

Sprytna butelka


Butelka iiamo – innowacyjny kształt i wielofunkcyjność. To najlepsze słowa do opisania butelki.

Butelka jest wielofunkcyjna – można jej używać jako codziennej zwykłej butelki do mleka czy innych napojów. Można wymienić smoczek na ustnik bidonowy dla starszych dzieci. Można wreszcie w każdej z tych opcji  włożyć do butelki  wkładkę z samopodgrzewaczem i uzyskać picie w temperaturze ok. 37 stopni.
Wraz z naszą dwuletnią córką postanowiliśmy przetestować możliwości wyprawowe butelki iiamo.


Choć córka od dawna nie pije już ze smoczka (korzystaliśmy do niedawna z bidonu z miękkim ustnikiem) spróbowaliśmy podać jej iiamo ze smoczkiem. Nie bardzo jej się podobał ten pomysł. Być może fakt, że już się od niego odzwyczaiła miał na to największy wpływ. Może istotny był dla niej kształt i po pewnym czasie by się do niego przyzwyczaiła? Mam jednak wrażenie, że istotny był również brak zaworka odpowietrzającego, do którego była przyzwyczajona tak w butelce jak i w bidonie.

Głównym naszym celem był jednak bidon i jego możliwość podgrzania picia w czasie przebywania na zimowym spacerze. Zamontowaliśmy więc ustnik i od razu odnotowaliśmy zmianę. Córka przekonała się do „swojego” bidonu. Chętnie po niego sięgała, gdy chciała się napić. W nocy stał koło jej łóżka. Pewnym minusem jest fakt, że ustnik ciężko jest zamknąć tak, żeby z niego nie kapało. Kosztowało nas to jedną mokrą pobudkę, w następnych dniach bardzo pilnowaliśmy zamknięcia bidonu i sytuacja się nie powtórzyła.


Podgrzewanie.

Wypróbowaliśmy je będąc na nartach. Spędzaliśmy większość dnia na powietrzu. Nawet jeśli picie nalewane do bidonu było ciepłe to i tak traciło szybko temperaturę. I tu wkłady były bardzo przydatne. Po włożeniu wkładu i jego dociśnięciu przez dno (trzeba użyć sporo siły, szczególnie za pierwszym razem) wkładka powoli zaczyna się rozgrzewać i ogrzewać znajdujący się w butelce płyn. Już po kilku minutach picie jest cieplejsze niż nasze dłonie. Nieznacznie, ale zawsze. Napój osiąga temperaturę, w której jest odczuwalnie cieplejszy niż nasze ciało ale nie jest gorący. Sok ogrzany w ten sposób był wypijany przez córkę błyskawicznie.


Jest to bardzo dobry sposób na przygotowanie mleka dla dziecka w czasie podróży samochodem, jest to dobry patent na podgrzanie zimnego napoju w chłodny lub wręcz zimny dzień. W domu można wykorzystać wkłady w nocy, (choć przy płaczącym dziecku 4 min oczekiwania na podgrzanie może wydawać się wiecznością) lub korzystać z butelki bez wkładu, z dodatkowym dnem. Pozwala ono zwiększyć objętość butelki. Po prostu wyjmujemy wkładkę na podgrzewacze a przykręcamy zwykłe płaskie dno. Troszkę szkoda tylko, że na butelce nie ma podziałki mililitrowej do wersji bez wkładu, pewnie byłaby przydatna dla rodziców podających dzieciom mleko.

Mycie? Nic prostszego.

Dzięki możliwości odkręcenia dna butelka jest niespotykanie wygodna w myciu. Nie ma problemu z dosięganiem do dna czy szorowaniem zakamarków. Łatwo również wymyć akcesoria – smoczek, wkład, ustnik od bidonu. Po wyschnięciu składamy wszystko w całość i już możemy iiamo używać od nowa.

Wygląd na piątkę.

Kształt butelki i jej wygląd to tylko dodatkowy atut do zbioru właściwości iiamo. Butelka wygląda jak… schwytana kropla. Jej kształt jest przyjazny tak dla karmiącego malucha dorosłego jak i dla dziecka. W jej wyglądzie jest coś fascynującego, inność, która dodatkowo zachęca do użytkowania.



Butelka iiamo jest zdecydowanie użyteczna – to nie tylko nowy gadżet na rynku, ale ułatwiający życie rodzica produkt.


środa, 12 lutego 2014

Nosidło Close Caboo NCT - Test


Chusta czy nosidełko?


Taki dylemat ma dziś nie jeden rodzic, który chciałby nosić dziecko. Ponad 12 lat temu nie musiałam się zastanawiać na takimi kwestiami. Jak chciałam nosić syna, to miałam do dyspozycji własne ramiona. Przy drugim dziecku, kwestia nosidła pojawiła się wyłącznie w kontekście wypraw w góry z dzieckiem. Później, przez kilka lat z zazdrością patrzyłam na rodziców, którzy tulili dzieci w chustach. Gdy jednak pojawił się Młody wiedziałam, że wiązanie chusty jest nie dla mnie. Z nosideł również korzystałam incydentalnie. Jednak, gdy do ręki dostałam produkt, który łączy chustę z nosidełkiem, jestem skłonna stwierdzić, że jest to coś co rodzicom się przyda na 100%.


Nosidełko dla dziecka Caboo NCT Close przyjechało do mnie bym mogła sprawdzić, jak przy jego pomocy nosi się na biodrze roczniaka. W efekcie służyło w sposób tradycyjny. Młody podróżował w nim pomimo swych niemałych już gabarytów (10,5 kg wagi plus 80 cm wzrostu) przodem do mnie. I kolejny raz muszę się przyznać, że jednak czasem warto poszukać by ułatwić sobie życie. Nosidło to, byłoby wybawieniem dla nas na samym początku, gdy Młody potrzebował być bardzo blisko. Jednak, tak jak twierdziłam przy okazji testowania innych nosideł, odkąd skończył pół roku i świat zaczął interesować Go bardziej niż matka, ten sposób noszenia sprawdzałby się tylko w ograniczonym zakresie. Lecz i tak na tyle często by docenić jego posiadanie. Ale kolejno.

Oto jak wygląda nosidełko Caboo NCT po wypakowaniu z pudełka:


Taka sprytna "siatkowa torebeczka" jest nie tylko sposobem na przechowywanie i transport nosidełka ale także stanowi jego część i ma być wykorzystywana jako dodatkowy pas materiału podtrzymujący dziecko.
Po wyjęciu z woreczka, idealnie złożonego nosidełka, mamy takie oto cudo:


Materiał jest szary, dość przyjemny w dotyku (myślę, że zdecydowanie zyskuje po praniu). Wszystko dobrze wykończone. Żadnych ciągnących się nitek itp. atrakcji. Po rozłożeniu okazuje się, że materiału w sumie jest całkiem sporo i osobiście jestem zadowolona, że został on zebrany przeszyciami w kształt "szelek" do noszenia, a miejsce na dziecko wyznaczają i "organizują" metalowe kółka. Dzięki temu nosidło jest bardzo praktyczne i funkcjonalne. Jego zakładanie tak jak i umieszczanie w nim malucha trwa chwilę. 

Tył nosidełka.



Dodatkowy pas materiału.


Oczywiście, o ile rozeznamy się co i jak zrobić, by było bezpiecznie. W tym pomaga nam:
  • rysunek na pudelku,
  • instrukcja obrazkowa,
  • instrukcja tekstowa,
  • filmiki (dla mnie najbardziej pomocne).





Gdy nosidło do mnie dotarło, Młody wyjątkowo źle znosił pojawienie się kolejnego zęba. Nie dość, że ewidentnie Go bolało to dostał gorączkę. I Caboo NCT okazało się naszym wybawieniem. 

Młody był tak blisko jak potrzebował, a mnie było jednak lżej, niż gdybym miała Go nosić na rękach. Jednak, tak naprawdę jedyne nosidło, które mój kręgosłup (mocno sfatygowany) tolerował na dłuższych dystansach to, poza typowym nosidłem turystycznym, nosidło One, o którym już tu była mowa.


Nie zmienia to faktu, że dla mnie, na potrzeby domowe Caboo NCT jest jak najbardziej ok. A gdy ktoś kręgosłup ma względnie zdrowy to i na dłuższych spacerach nie powinien marudzić. Pasy są szerokie i dobrze rozkładają ciężar dziecka na ramionach. Przeszycie z tyłu pozwala umieścić nosidło w poprawnej pozycji. Konstrukcja całości sprawia, że dziecko ma, wbrew pozorom, sporą swobodę ruchów. (Młodszym jest na pewno jeszcze wygodniej i swobodnej).



Przy okazji ząbkowania - Młody zapluwał się (jak widać) na maksa i ślina spływała prawie jak po impregnowanym materiale. Zastanawiam się czy to zmienia się po praniu czy materiał generalnie ma mniejsze właściwości chłonne.

Tak jak wspominałam, założenie nosidła trwa chwilę i przypomina zakładanie koszulki. Dopasowanie go do własnych potrzeb także nie stanowi problemu bo pasy materiału łatwo jest dociągnąć. Sama miałam mały problem z ich luzowaniem ale to dobrze, bo upewniłam się, że materiał sam się nie rozsunie. A to zapewnia dziecku bezpieczeństwo. Co więcej tkanina jest wytrzymała. Przy wiązaniu i ściganiu nie trzeszczy jak zwykły materiał. Nic takiego się nie działo nawet, gdy dołożymy konkretną siłę.

Gdy dziecko już jest na miejscu należy rozsunąć pasy materiału tak by zapewnić maluchowi wygodne siedzisko i podparcie dla pleców. Przy tak dużym dziecku wymaga to ciut gimnastyki ale zdecydowanie jest do ogarnięcia bez niczyjej pomocy! Olbrzymi plus! W końcu nosidło ma nam ułatwiać życie, gdy nie ma nikogo pod ręką.

Bałam się (strachliwa baba ze mnie nie ma co ;) ), że brzeg materiału obszyty lamówką będzie uciskał uda dziecka, i wpijał się w ciało. Nic takiego nie miało miejsca. Wystarczy dobrze wszystko dopasować. Na nogach syna nigdy nie było śladów a, gdy wsuwałam kciuki między materiał a nogę dziecka, także nie odczuwałam nieprzyjemnego nacisku.






Uwaga przy dopasowywaniu materiału! Raz udało mi się zrobić to na tyle nieudolnie (zbyt mocno dociągnęłam), że kółka wbijały mi się w brzuch. Wystarczyło poluzować i kłopot z głowy :)

Dlatego uwaga - bardzo ciasno nie znaczy dobrze!




Choć syn jest już duży, mógł cały schować się za materiałem. Tak właśnie spędził sporo czasu, gdy walczył z zębem. Z całą pewnością jednak nie byłby w stanie korzystać z piersi w tej pozycji (próbował, nie udało się). To jednak może być kwestia indywidualna. Producent nie zakłada w tym modelu opcji karmienia w pozycji leżącej jednak mniejsze dziecko siedząc pewnie sobie poradzi :)

Gdy Syn miał ochotę na więcej swobody wysuwał jedną lub dwie ręce ale wtedy musiałam Urwisa  trzymać. Maluszek tak nie zrobi. A poza tym, myślę, że m.in. na taką ewentualność zakłada się dodatkowy pas materiału, który w jakiś sposób ogranicza pomysły dziecka i zabezpiecza je.

Z nosidła korzystałam w domu i na spacerach.





-15 stopni Celsjusza



Udało mi się nawet rozwiesić i zebrać prania oraz odkurzyć! Drobne czynności spokojnie można z malcem w nosidle wykonywać. Jednak, gdy dziecko ma już rok skończony, lepiej odłożyć je niech się pobawi ;)


Szalik jest tylko dodatkiem ;)

W naszym przypadku kompletnie nie sprawdziła się opcja noszenia na biodrze. Młody kręcił się kombinował i w efekcie wyplątywał się z materiału i tyle było mojej wygody. Myślę, że gdyby był młodszy byłoby o niebo lepiej. W końcu syn jest na granicy przydatności tego modelu nosidła ;)

Wyjmowanie dziecka z nosidła trwa moment. I też nie wymaga pomocy choć nie czarujmy się, przy 10 kg Bączku dodatkowa para rąk to zawsze jest ulga i wygoda ;)

Nie korzystałam z dodatkowego pasa materiału. Młody wydawał mi się za duży do niego. Poza tym, akurat wiązanie tej części nosidła jest najmniej poręczne (z tyły trzeba zawiązać dość wysoko i dość mocno). 

Nosidełko Caboo NCT jest:

  • łatwe w użyciu (szybko się zakłada i dopasowuje),
  • wygodne dla osoby noszącej,
  • dobrze rozkłada ciężar dziecka (trzeba tylko pamiętać że 10 kg skrzat noszony tak jak Młody zacznie ciążyć wcześniej, czy później w każdym tego typu nosidełku),
  • zapewnia dziecięcym nóżkom i stawom biodrowym zalecaną pozycję żabki,
  • jest bezpieczne,
  • zapewnia dziecku bliskość,
  • uwalnia opiekunowi ręce,
  • wytrzymałe,
  • zajmuje niewiele miejsca i zmieści się nawet w damskiej torbie,
  • można go nie zdejmować na spacerze lub w domu a nie przeszkadza i nie ciąży tak jak tradycyjne nosidełka.

W sumie, mogę z czystym sumieniem napisać, że tego typu nosidełko powinno znaleźć się w wyprawce dla niemowlaka. Nie raz może życie ułatwić i uprzyjemnić (nawet tym rodzicom którym z "chustowaniem" nie jest po drodze :)

Porada praktyczna - przed pierwszym użyciem polecałabym wypranie nosidła. Będzie przyjemniejsze.








środa, 5 lutego 2014

Śpiworek Junior Lela Blanc


Lela Blanc i jej Koty zawładnęły sercem mojej córki!


Przyszła paczka. Niemała. Rozpakowałam. Była pełna po brzegi kotów. Kolorowych, wełnianych i wyzierających z materiału jakby miały za chwilę z niego wyskoczyć.


To wyciągnęłam kociaki na zewnątrz, co się będą męczyć ;)


I się zaczęło!

O jakie fajne! Jakie milusie! Mamo mogę mogę...
No toż nawet dobrze oglądnąć nie mogłam. Pogoniłam Nieletnią i wzięłam się za "macanie".



Śpiworek Junior Lela Blanc (bo on to wywołał taką euforię u mego średniego dziecka) na dzień dobry zaskoczył mnie materiałem. Miałam już do czynienia z satyną bawełnianą i choć faktycznie przyjemna w dotyku to ten stopień miękkości, który ma śpiworek osiągała po kilku praniach. Przyznam, że nawet zapukałam do Lela Blanc z pytaniem czy elementem przygotowania produktu do sprzedaży jest wielokrotne pranie. Nie jest. Materiał jest po prostu bardzo delikatny pomimo nadrukowanego wzoru.

Wzór to kolejny powód do ach i och. Nadruk jest pierwsza klasa. Te koty, na żywo tak jak na zdjęciach (a nawet bardziej) wyglądają jak aplikacje z włóczki. Aż by się tak chciało za nitkę złapać ;)



I jeszcze wypełnienie. Lekkie i na pierwszy rzut oka cienkie (czy aby nie za-cienkie jak na zimowe spanie?!). Podusia choć wygląda szczupło i niepozornie jest miękka i dziecku, które nie ma zwyczaju sypiać na dużych opasłych poduchach wystarczy.
Pierwotnie w śpiworek planowałam ułożyć Młodego.



Nie udało mi się. Młoda podprowadziła sprytnie śpiwór i stanowczo oznajmiła, że to ona będzie testować. I tyle go widziałam ;)


Pierwsze spanie w śpiworze Lela Blanc Junior przypadło na bardzo mroźne noce. U nas w domu temperatura do snu utrzymywana jest na poziomi 18 stopni Celsjusza. Nie byłam przekonana czy tak cienki i lekki śpiworek zapewni córce wystarczające ciepło.


Cóż, błądzić jest rzeczą ludzką!

Nie wiem jak to możliwe ale Junior ze swymi kotami zapewniły dziecku wystarczające ciepło.
Nawet fakt, że wersja Junior jest przymała na Młodą, która musiała nieco podkurczać nogi, nie odbijał się negatywnie na komforcie jej snu.


Co więcej Dziewczę nie chce go oddać! Gdy w końcu prawie siłą wyrwałam Jej śpiworek by w reszcie i nareszcie umieścić w nim Młodego skończyło się łzawą sceną. A jak tylko syn się rano obudził Córa przezornie wyciągnęła śpiworek od Niego by czasem nie został w łóżeczku na dłużej.

Nie będę udawała, że rozumiem! Śpiworek Lela Blanc jest  miły, ciepły, lekki i ładny ale to tylko śpiworek więc skąd ten gorący afekt? To chyba tylko dzieci wiedzą. Mnie natomiast bardzo cieszy, że jest to produkt, który spełnia swe zadanie tak jak powinien. Zapewnia wygodę i ciepło i na tyle na ile to możliwe nie pozwala się odkryć.

Śpiworek sprawdza się jako pościel. Wcale nie musi służyć tylko w czasie wyjazdów. Z drugiej strony fakt, że można go zwinąć, wrzucić do worka i zabrać dosłownie wszędzie czyni z niego produkt niezbędny w bagażu podróżujących maluchów. Świetne rozwiązanie gdy wyjeżdżamy na noc do znajomych czy na wczasy do hotelu i wolimy by dziecko spało we własnej pościeli.


Jak wspominałam Córka jest odrobinę przydługa do wersji Junior jednak sprytny patent w postaci ekspresu odpinającego się z dwóch stron pozwolił znaleźć rozwiązanie i tego problemu. Zapięty bok, rozpięty dół i stopy na zewnątrz. Taka opcja jednak nie przypadła dziecku do gustu i wolała się nieco skulić i otulić się śpiworkiem jak kokonem.

I cóż mogę więcej napisać?
Nic.
Śpiworek Lela Blanc jest super!
Nie mogę dyskutować z dzieckiem nawet gdybym chciała (a nie chcę), w końcu to Ona jest tu ekspertem, ja w śpiworze nie spałam ;) Teraz liczy oszczędności i planuje zakup śpiworka Lela Blanc we właściwym dla siebie rozmiarze. Pościel w kwiatki przestała Ją zadowalać.

A! Byłabym zapomniała. Nasz roczniak również wydawał się szczęśliwy w śpiworku :)
Spał spokojnie. Był cieplutki, gdy się obudził, czyli wszystko jak trzeba.


Gorąco polecam!

I jeszcze zdjęcie detali bo i one są ślicznie dopracowane :)