czwartek, 28 listopada 2013

Nie straszny nam ni mróz, ni wiatr...


Altabebe Śpiworek zimowy do wózka 


Dwoje dzieci wychowałam bez śpiworka i jakoś przeżyły, choć urodziły się w październiku. Gdy na koniec zeszłego roku przyszedł na świat Najmłodszy, dałam się namówić na zakup śpiworka Altabebe. Bo zima, bo na wsi, bo wszędzie daleko i po Młodą do szkoły trzeba będzie chodzić bez względu na aurę.

Śpiworek Altabebe Mountain na pierwszy rzut oka (szczególnie na monitorze) prezentuje się tak sobie. Zdjęcia reklamowe ma raczej marne. Ot „ortalion” plus polar. Altabebe Mountain to prostota. Bez jakichkolwiek bajerów. 



To jednak nie estetyka jest tu najważniejsza. Dużo istotniejsza jest jego funkcjonalność, a do tej zastrzeżeń większych po roku użytkowania nie mam.

Zewnętrzny materiał (u nas w kolorze brąz) może nie zachwyca urodą, ale wykazuje właściwości wodo i wiatro-szczelne. O ile na ulewie go nie testowałam, to śnieg i delikatny deszczyk przerobiliśmy. Wnętrze suche. Dziecko suche. Tylko z zewnątrz widać, że padało.



Wersja Mountain posiada inne niż wersja Standard wykończenie od środka. Kompletnie nie widać tego na zdjęciach, a szkoda. Wersja podstawowa to taki „zwykły” polar, ciepły i całkiem przyjemny w dotyku. Jednak w Mountain materiał jest delikatniejszy i przypomina gęsty welur, taki przyjemny i „gładki” w dotyku,  w jasnym kolorze ożywiającym brązowy wierzch.




Śpiwór jest duży mniej więcej 90 x 45 cm. Dzięki temu będzie służył długo, bo nawet 3 latek powinien się w niego zmieścić (o ile będzie jeszcze podróżował wózkiem).

Wymiary te początkowo mają swoje minusy, jeżeli kupimy śpiworek dla noworodka. W gondoli ledwo się mieści (a przynajmniej w gondoli wózka Mutsy). Jest za długi. Trzeba go więc "poupychać", dobrze, że nic więcej nie jest potrzebne, bo i nic więcej by się nie zmieściło. Skutek tego upychania jest taki, że maluch jest opatulony i ma jak w kokonie. Szczególnie, jak ktoś odkryje troczek do ściągania „kaptura”. Ja odkryłam go przez zupełny przypadek dopiero niedawno (tak wiem wiem, porażka).
Dla wszystkich tak samo bystrych jak ja:




  • Sznurek przy pomocy, którego można ściągnąć śpiwór dookoła głowy, znajduje się wewnątrz kieszonki z troczkami z tyłu śpiworka.





W sumie bardzo dobre rozwiązanie, bo po ściągnięciu sznureczka, gdy zrobi się go dużo, nie dynda dziecku nad głową tylko jest ładnie schowany w kieszonce. Szkoda, że w zeszłym roku nie zdawałam sobie z niego sprawy.

Czy śpiworek gwarantuje ciepło? Tak! Zdecydowanie tak! Nie uwierzę, jeżeli jakieś dziecko w nim zmarzło (chyba, że było w ogóle źle ubrane).
Młody odkąd tylko było to możliwe, dużo czasu spędzał i spędza na dworze i tylko na dworze sypia w dzień. Drzemka teraz rozpoczyna się w okolicach 10 więc „upału” nie ma. Młody sypia w cienkiej czapce i welurowym pajacyku założonym na body, bluzeczkę i rajstopy. Do tego apaszka. Śpiworek. Koniec. Ani razu nie zmarzł. A sypia tak codziennie minimum półtorej godziny.


(Aktualne niebawem ;) )

Śpiworek okazał się też do pewnego stopnia oddychający. Bardzo trudno doprowadzić do sytuacji, w której dziecko się zapoci. Z moich obserwacji wynika, że jedyna metoda to wstawić dziecko do mieszkania i nie rozebrać (no bo się obudzi J przetestowałam już dwa razy ;) ). Cecha ta ma ogromne znaczenie szczególnie w czasie spacerów jesienią lub wiosną, gdy pogoda zmienna jest. Również, gdy dziecko jest starsze i chce wyjść w trakcie spaceru z wózka. Raczej nie będzie spocone.

Teraz używamy śpiworka w spacerówce Xlander. Pasuje ok. Wmontowany jest „na stałe”, żeby za każdym razem nie walczyć z pasami. Choć nieprzywiązany, trzyma się całkiem przyzwoicie dzięki antypoślizgowemu materiałowi z tyłu .



Minusy? Są, nie powiem.

Niestety, choć cały śpiworek odpina się idealnie tak, że dziecko wkłada się i wyjmuje bez kłopotu, to „podnóżek” nie zdejmuje się. Można go odpiąć wywinąć, ale zdjąć się nie da, więc nie wiem, czy da się z niego korzystać w wersji "buciki na wierzchu".



Na szczęście na wysokości nóg śpiworek obszyto gładkim czarnym materiałem, który łatwo będzie wyczyścić z ewentualnego błota.



Testowałam śpiworek zimą i wiosną zeszłego roku. Teraz całą jesień. Po tym czasie żałuję tylko jednego. Że nie kupiłam wersji „de Lux” ;), która ma inny (milszy dla oka) materiał zewnętrzny. Jest odrobinę węższa, zgrabniejsza, ma regulowaną szerokość i odpinany „kaptur” + kilka gadżetów typu kieszonki.  Ten spełnia swoje zadanie ok, ale widzę, że mogło być jeszcze fajniej ;)


1 komentarz:

  1. maluch bardzo łatwo marznie, więc śpiworek jest ważną sprawą. My już (i jeszcze :) niewózkowi, ale na sanki koniecznie zabieramy nasz ukochany śpiworek (TAKO) - przeszedł bardzo intensywne testy zimowo-śniegowe i zdał na 5!

    OdpowiedzUsuń